poniedziałek, 29 marca 2010

o Rewersie; nieznacznie tylko

Jak w tytule. Rewers to film godny polecenia (oczywiście nie dla miłośników Ciacha, czy jakoś tak). Zapisuję go więc w ścisłej czołówce polskich filmów 2009 r. obok chociażby Domu złego, który zajmuje u mnie miejsce pierwsze. Mimo kilku niedociągnięć technicznych (dźwiękowcy niestety się nie popisali), film mnie urzekł. Wspomnieć należy o dobrej obsadzie. I Sabina (Agata Buzek) - niestety w trakcie oglądania się z nią zidentyfikowałam, nie to że jestem kościstą znawczynią poezji, nic z tych rzeczy, ale ta pasja do muzyki i słodyczy, i ta nieśmiałość!

A poza tym, kalendarium! 29 marca. Tak, wiem, dawno nie było, ale też nie było co wspominać. A dziś jest. I nie chodzi mi o nieoficjalne święto na rynku pracy, jakim jest obchodzony dziś Dzień Metalowca, który niesie ze sobą masę przywilejów : wolno przechodzić na czerwonym świetle (a jak będzie zielone, należy zaczekać), co więcej, twoje glany mogą zająć osobne miejsce w autobusie - oczywiście jeśli jesteś metalowcem!

Wspomnieć może też warto o wydarzeni z 1943 r. z USA, kiedy to wprowadzono reglamentację mięsa, masła i sera. Wiem, ciężko w to uwierzyć - przez pewien czas też im się nie przelewało. Co bardziej konserwatywni amerykanie mawiali wtedy: "nastała Polska" i przerzucili się na ciastka.

To może jeszcze rok 2004: w Irlandii, jako pierwszym kraju na świecie wprowadzono całkowity zakaz palenia w pubach i restauracjach. Jak doskonale wiemy, nas to nie czeka. Co prawda dało się słyszeć nieśmiałe plany co bardziej ludzkich działaczy władzy ustawodawczej, ale nie oszukujmy się - to tak, jak z niemiecką doktryną tamtejszego Trybunału Konstytucyjnego "solange solange" - dopóki w Sejmie jest 'kawiarnia', dopóty i Ty będziesz biernym palaczem. Przypomną Ci o tym załzawione oczy w Twojej ulubionej miejscówie i śmierdzące odzienie po powrocie.
Ale to wszystko nic. Tak, to dokładnie rok temu zasypałam piachem tamto źródełko, ale nie wiedziałam jeszcze, że co prawda można wejść dwa razy (czy trzy) do tej samej rzeki, ale rozwiązanie to jest kijowe. Od tamtej pory hołduję idei Heraklita.


PS. Oburzeni ludzie o wolnym łączu zaapelowali o zmniejszenie multimediów na tym sajcie. Cóż, to mój sajt, mogę nim rozporządzać wedle uznania ;)

niedziela, 28 marca 2010

Congratulations

Stało się. Najnowszy album MGMT kilka dni przed oficjalną premierą wyciekł do sieci. Chłopaki wyszli naprzeciw zjawisku i wrzucili cały album na ich oficjalnym sajcie [ whoismgmt??].
Pierwsze przesłuchanie może okazać się małym rozczarowaniem, biorąc pod uwagę brzmienie poprzedniego krążka i ilość singli, które z niego powstały. Congratulations różni się zdecydowanie, Endrju też brzmi jakoś tak bardziej melodyjnie, co po kilkukrotnym przesłuchaniu zdaje się być zaletą. Taka świeżość brzmień, zupełnie inna niż wszystko poprzednie do czego przyzwyczaił nas album Oracular Spectacular. Może tego właśnie było nam trzeba?

sobota, 27 marca 2010

"I'm happy" she lied.

Wprowadzam program naprawczy. Tak dłużej być nie może z tym nieokreślonym przygnębieniem. Nie dość, że jestem nazbyt łatwowierna (co czyni ze mnie głupca); nie dość, że zaczynam trzeci raz pisać ten sam rozdział (i idzie mi to jak kurwie w deszcz); nie dość, że mój komp potrzebuje nowego systemu, to jeszcze jutro zmienia się czas, a wiadomo co to oznacza..

W tej machinerii jestem niewątpliwie jakimś uszkodzonym trybem.
Podejmę więc zagadnienie, a raczej zmuszam do refleksji wewnętrznej na temat: ego.
Do czego prowadzi słabość, która musi się wspierać posiadaniem? Od kiedy ważniejsze stało się to co masz, od tego jakim człowiekiem jesteś? Widzę bowiem świat, który nie jest jednością. Przez każdego przemawia to ego. Każdy jest przecież konsumentem. Ale o co chodzi? O nowe buty, czy o to co w głowie, co w sercu?Zasłyszałam niedawno, że nie ma na świecie takiej rzeczy, która może zastąpić czas i uwagę , którą możesz (mogę) poświęcić innym.
A więc, jakim trybem w jakiej machinie jesteś? Pytanie ciągle aktualne.

Bo ja, jako proroczy trybik wadliwy, prorokuję niszowy przebój.


ha! i znalazłam to:

wtorek, 23 marca 2010

f-moll op.21

Moja, bądź co bądź, skromna (ale zawsze jakaś) edukacja muzyczna odcisnęła piętno nie tylko na słabości do zeszytów z nutami, ale także poniekąd na gust muzyczny. Każda więc okazja do obcowania z muzyką jest dla mnie cichą radością.
Pierwsza informacja będzie z działu: muzyka współczesna - alternatywna scena indie-rockowa. Zespół Vampire Weekend wydał jakiś czas temu płytę "Contra", krążek pozostający w zgodzie z ich dotychczasowym dorobkiem. Skoro tylko listonosz przeszedł próg naszego domu, dzierżąc w dłoniach owe arcydziełko, przekraczając ostro granice tajemnicy korespondencji pozwoliłam sobie na ten patetyczny gest zdjęcia foli z płyty (nie, nie mojej, ale wszystko w rodzinie). Z utworem Cosinus można się tu zaznajomić. Moja mama określiła tą płytę jako "przyzwoitą" (albo przyjemną, już nie pamiętam, ale coś na 'p').
Druga kwestia jest z działu: muzyka klasyczna - muzyka mistrzów, jako moja odpowiedź na wczorajszą mą wizytę w Filharmonii. Koncert fortepianowy: dzieła Schumanna i Chopina, zdawać by się mogło że ukoją mą skołataną duszę, jednakże w połączeniu z równonocą wiosenną dały efekt zgoła odmienny. Cóż mogę powiedzieć? Koncert f-moll Chopina, a szczególnie wspaniały, środkowy odcinek Larghetta, ten tłumiony wybuch młodoromatycznej namiętności, ta pasja, energia!
Przepiękne. Trwam w zachwycie aż do teraz.




Fenomen fortepianu.

sobota, 20 marca 2010

przedwiośnie

Eh, słowem pech.

Skoro jutro jest wiosna, to dziś jest przedwiośnie. A tak to wygląda:

Był sobie chłopiec.


Blondynek. Jeden z drugim.


Głębia ostrości - wiadomo, preselekcja przesłony. Ćwiczenie.


A czapeczka??


Wszędzie ta Łomża!

O! Znowu!

tak mi było gdyby róża przez otwarte wpadła okno.

byłam przecież! na murku..



PS. Powyższe zdjęcia są własnością panienki w cekinach. Uprasza się o niekopiowanie, bo po paluchach!!


piątek, 19 marca 2010

wiosna

Jaki niebagatelny wpływ na samopoczucie ma zmiana frontu atmosferycznego na ciepły! Nozdrza rejestrują je jako zwiastuny wiosny. Pierwsze ptaki miałam ( wysoce wątpliwą) przyjemność już zaobserwować, a dziś poczułam zapach kwiatów. Choć bardziej prawdopodobne, że ktoś przesadził z perfumami..
A więc ogłaszam wiosnę. Można się lżej ubrać, można wcześniej wstać, można tyle rzeczy, chociażby można się integrować - co akurat wzbudza we mnie poniekąd skłonności autystyczne, no mniejsza.

Jakże ta natura jest przewrotna! Już myślisz, że życie nigdy nie potraktuje cię przyzwoicie i raptem mamy wiosnę. Znów masz ochotę jeść płatki z mlekiem, albo przynajmniej ćwiczyć się w sztuce omleta. Wiosna: autobusy się już prawie nie spóźniają, przechodnie się uśmiechają i wreszcie można bez krępacji założyć okulary przeciwsłoneczne. Ah! Prawie że czuje się w powietrzu ten mistycyzm, tą dobitną aurę metafizycznego bytu (cokolwiek by to oznaczało), aż chce się wyjść na ulicę i jak w bollywoodzkim filmie, zatańczyć!

czwartek, 18 marca 2010

kompleks

Na swój sposób kompleks jest metaforą, ale czego? Jest to niezwykle ciekawy problem, trąci bowiem z jednej strony owym pierwotnym narcyzmem (tak, każdy z nas go ma), z drugiej natomiast kompleks utożsamiany jest z centrum handlowym Złote Tarasy.
Czy ja mam jakieś kompleksy? Wypowiedź będzie powściągliwa, ażeby nie powiedzieć ascetyczna, otóż tak, dysponuję kilkoma. Z racji mej wrodzonej nieśmiałości wspomnę o zasadniczym. Słyszałam kiedyś o człowieku, który za społeczność idealną uznawał mrowisko i całymi dniami obserwował tą małą taśmę produkcyjną. Sam chciał być mrówką. Dążył do totalnego minimalizmu. Czasem podkładał mrówkom na drodze jakieś smakowite kąski, tudzież inne łakocie.
Z trudem przychodzą mi zwierzenia, ale skoro już zaczęłam.. Otóż jestem szafą dwudrzwiową. Te może nie są najgorsze (nie zapominajmy o trzydrzwiowych z lustrem!), jednakże instalują się niepostrzeżenie, a później nijak nie da się ich wynieść! Potem jednak rozkminiłam, że przy wszystkich niedogodnościach, jakie niesie ze sobą istota szafy dwudrzwiowej, jest ona w gruncie rzeczy zjawiskiem korzystnym i poniekąd estetycznym. Nie mam nic przeciwko tym małym szafeczkom nocnym, wszak jedynym zjawiskiem jakie neguję stanowczo od zarania dziejów (a przynajmniej od pamiętnych, upalnych wakacji na wsi) jest masło.
Wszak 'WE CHOOSE WHAT WE ARE'.
Jestem więc szafą. Dwudrzwiową.

wtorek, 16 marca 2010

enter galactic

I know it's easy to imagine,
but it's easier to just do!


See, if you can't do what you imagine, then what is imagination to you?

Just a waste of space in your brain..

poniedziałek, 15 marca 2010

o tym, no.

"Mowa to opaczny sposób obcowania z ludźmi". Tezę tę wygłosił Woody Allen. Co prawda jego bohater nawet najbardziej intymne rozmowy prowadził za pomocą chorągiewek sygnałowych, ale powiadam: u nas jest to samo.
Sztuka konwersacji jest w zaniku, język się brutalizuje a brać studencka się spauperyzowała. A właśnie! Już kilka razy zauważyłam, że często wymieniając jakieś grupy społeczne, używa się zwrotu 'studenci i inteligenci', jakoby te dwie kategorie były ze sobą w jakiś sposób kompatybilne. Bzdura! Nic bardziej mylnego. Owszem, niektórym studentom zdarza się być inteligentnymi, ale są to nieliczne jednostki. Gatunek wymierający.
Wracając do myśli przewodniej: dziś prawdziwej konwersacji już nie ma! Znów powołam się na Allena: "dobre i słuszne zachowanie nie tylko jest bardziej moralne, ale i można załatwić je telefonicznie". Coś w tym jest, choć stoję na stanowisku, że prym wiodą inne narzędzia komunikacji elektronicznej. To kolejna przyczyna pauperyzacji społeczeństwa. A i konsekwencje są niebagatelne: esteci jako kolejny gatunek zagrożony wyginięciem. Jako samozwańczy esteta pragnę zwrócić uwagę społeczeństwa na walory estetyczne tyłka Boczarskiej z filmu Różyczka. Refleksję nad nim pozostawiam czytelnikom.


***

Chwila refleksji na koniec. W związku z tym, że chłopaki z MGMT niedługo uraczą nas kolejnym albumem (po sieci krąży już najnowszy kawałek Flash Delirium), w ramach wspominków prezentuję dziś wszystkim znany utwór Kids w remiksach tudzież innych mash-up'ach, co by nie było aż tak konwencjonalnie. Są to kawałki, których pod ŻADNYM pozorem nie wolno słuchać po cichu. A więc podkręćcie głośniki! :)
Wersja oryginalna:


Wersja z elementami rapu. Palce lizać. Nowe, ciekawe spojrzenie na znany motyw:


Wersja z akcentem polskim, klawy mash-up, po części na wokalu Karen O. z Yeah Yeah Yeahs (właściwe: Karen Orzelek, i tak, jej dziadek był Polakiem;p):



Pryszczate chłopaki z The Kooks, jak zwykle omdlewam przy tym brytyjskim akcencie Luka, wersja przyjazna:


Na koniec moje ostatnie odkrycie, MGMT i Bob Marley, połączone przez niejakiego Xaphoona Jonesa:

piątek, 12 marca 2010

na opak

Zawżdy. Brak mi słów, w dosłowności, albowiem na pytanie coby powiedzieć coś o sobie zaczynam mniej więcej tak: jestem studentką, co prawda dzienną.. i koniec gadki, robi się cicho jak na stepie akermańskim. Student dzienny jest dziś dyskwalifikowany, no chyba że ma się niewolniczo-murzyńskie ambicje..
Tak też powstała biografia Angeli pod roboczym tytułem "Biografia niespełniona".

Angela
Imała się różnych zajęć. Była przekupką straganową i handlowała jajami. Z tego okresu jej życia pochodzi ksywa 'baba z jajami', oraz jej najsłynniejsza zagadka-zgadywanka, którą Angela zadawała kobietom handlującym obok rybami, na którą nie znalazła odpowiedzi: Jak nazywa się facet z małymi jajami? Chodzi oczywiście o faceta z ikrą.
Była też mazowieckim rolnikiem - rewolucjonistą. Wojowała motyką, gdyż podświadomie całe życie dążyła do poezji doskonałej. Lata długie studiowała pisarstwo wszelakie, co zaowocowało jej najsłynniejszym dwuwersem:
Mój mięsień sercowy pracuje tylko po to,
by Cię kochać, patafianie.

Po latach jednak zdecydowała się zmienić ów dwuwers na coś bardziej refleksyjnego:
Moje serce bije tylko po to,
by Cię kochać, bałwanie.

Zabieg ten ostatecznie przekreślił, zdawać by się mogło, świetlaną karierę, burzył bowiem wypracowany przez lata styl małomieszczańskiego półinteligenta oraz był z samego swego założenia niezgodny z ideą dwuwersu Jonathana Swifta.
Słynny jest pogląd krytyki tamtych czasów głoszący, że gdyby Angela zmieniła "bałwanie" na "idioto", maiłaby chociaż szansę na publikację w Gościu Niedzielnym. Obeszła się smakiem. Od tego czasu, aż do teraźniejszości notuje się okres tzw. milczącego świadectwa inteligencji.

I nie, nigdy nie wygrała żadnego konkursu plastycznego, nie gra na pianinie, nie znosi impresjonistów, nie zna się ani trochę na muzyce, nie ustępuje miejsca w autobusie, nie przeprowadza ślepców przez jezdnię, nie marzy o tym, aby przeczytać dzieło "Człowiek, który gapił się na kozy". Nikczemny wygląd i takie też zachowanie. I nie utrwaliła w kalendarzu wiersza o samotności.



środa, 10 marca 2010

-4

Moja najukochańsza, na zawsze Mała.


Czternastka, prawie piętnastka.



Skłonności antyliterackie. Syzyfowe prace nietknięte.


Słońca!!


...i Mody na sukces z telegazety


ordynarnie; ku słońcu


trochę świeciło na słonecznej, ha!


[*] Rest In Peace Panie Krecie


Własność autora. Wszelkie prawa zastrzeżone. Uprasza się o niekopiowanie.

wtorek, 9 marca 2010

poniedziałek, 8 marca 2010

O oddaniu i wierności

Wiedziałam, że dzisiejszy dzień niepodobny będzie do innych. Stan dezorientacji trwał dopóty, dopóki nie uderzyła mnie radykalnie jak terror jakobinów informacja, że dziś jest ósmy marca. Tak kochani, 8 marca. Dla znakomitej większości to dzień kobiet, dla nielicznej reszty dzień w którym łezka kręci się w oku na myśl o wydarzeniu z Tokio.
Po kolei. Kobietom życzę pomyślności i dedykuję łzawy song z dzieciństwa (tzn. dla mnie jest łzawy i niezwykle ckliwy, że też musiałam to sobie przypomnieć??), a teraz do rzeczy.

Tokio, 8 marca 1935.
Zdechł pies o imieniu Hachiko, który przez 10 lat po śmierci właściciela czekał popołudniami na stacji tokijskiego metra Shibuya , na jego powrót z pracy. To jest dopiero wierność do kwadratu, prawdziwa lojalność! Ta historia wydaje mi się wzruszająca za każdym razem, nie tylko mi zresztą. Porusza ona bowiem i wstrząsa miastami i wioskami, umysłami światłymi i pospólstwem. Skłania ku refleksji o oddaniu i nie bójmy się tego powiedzieć: ludzie powinni stawiać sobie Hachiko za wzór. Oczywiście, nikt nie wymaga aby czatować dzień w dzień przy metrze..


sobota, 6 marca 2010

O ironii

Chciałam napisać przewrotny esej "O deficycie mężczyzn i pieniędzy", bo w tym temacie jakby nie patrzeć, mogłabym się wykazać ( i tym samym zakończyć sezon zdawania relacji z mojej głupoty).
Ale nie ma tak łatwo!
Skoro już muszę pisać o czymś, o czym nie mam zielonego pojęcia (nieudolnie piszę licencjat - przyp. red.), to dziś poruszę kwestię ironii.

Ironia
ktoś może zapytać: a cóż to jest, do diaska? Jakby to spiąć w klamry słowne? Przeciętny człowiek do opisywania zjawisk prostych używa takichże słów. Zmartwiłabym czytelnika, jeśli na siłę próbowałabym argumentować, że przeciętna nie jestem. Fakt, nie ma mnie w co piątej kinder niespodziance. (Czy to już argumentacja?) Do rzeczy, miało być o ironii.
Takie luźne skojarzenia:
Największy piewca ironii w dziejach to Sokrates i jego wiedza pozorna, wiedza niewiedzy - Wiem, że nic nie wiem. Hym.. Starożytni byli cynikami w tych swoich powiedzonkach i zachowaniach. Ktoś tam mieszkał przecież w beczce!
Ironia to dystans spojrzenia, bo wymaga, żeby popatrzeć na siebie z boku. Wymaga jako takiego wykształcenia. To też szpileczka - mała i kująca.
Czy to cecha nabyta? Nie wiem. A czy ta tzw. angielska flegma, czyli taka groteska z dystansem jest ironią, czy tylko takim absurdem? Też nie wiem. Ale wiem, że ten rodzaj tożsamości pod nazwą Europa Środkowo-Wschodnia ginie pod względem kultury i inteligencji. Inaczej z Polską wschodnią - tu nigdy nie było takich problemów jak kultura i inteligencja. Więcej - tu ciągle jest zima! Mam to na zdjęciach.
Czołgiem.





piątek, 5 marca 2010

:(

Co za fatalny dzień!
kiedy skończy
się wreszcie?

Zbieram tobołki i robię odwrót. Wracam do korzeni, bo wszystko się sypie jak domek z kart.
Jak mawiał Forrest Gump: "Jeśli nie wiesz dokąd idziesz, pewnie tam nie dojdziesz".
Ale kiedy ja wszystko wiem! I wiem czego chcę, ale zdaje się to być nieosiągalne..
Chociaż.. Endżi od środy oficjalnie będzie zgłębiać tajniki fotografii na Szturmowej:)

...
O, 5 marca! Kiedy, o kiedy się skończysz??
Drżę na samą myśl jak fatalny będzie ósmy..

środa, 3 marca 2010

Take me out

Jestem życiowym nieudacznikiem. Teraz widzę to aż nazbyt wyraźnie.
A jedynym ekscytującym dziś wydarzeniem był fakt, że znalazłam w kieszeni stówę.
I jestem spłukana trochę mniej. Ba! może nawet zjem jutro rano śniadanie...

Odsłuch na dobranoc to cover zespołu Franz Ferdinand "Take me out" w wykonaniu Scissor Sisters, taki cover to arcydziełko:)


wtorek, 2 marca 2010

Cenrtum badań DNA

Jako że wczoraj z trudem niezmiernym usiłowałam skupić niknące siły intelektu i przeczytać bodaj początek Ustawy o skardze na naruszenie prawa strony do rozpoznania sprawy w postępowaniu sądowym bez nieuzasadnionej zwłoki, potocznie zwaną 'ustawą o skardze na przewlekłość postępowania' i film urwał mi się na art.2, darowałam sobie dzisiejsze ćwiczenia z postępowania cywilnego.
Ale to nic. Martwi mnie co innego ( i nie chodzi mi o ósemkę, która przypomniała sobie dziś, że ma rosnąć, słowem: ząbkuję, i rozrywa mnie to dosłownie i w przenośni..)
Otóż staje się powoli moim niechlubnym zwyczajem, że zaczynam coś i nie kończę, w myśl zasady "zbuduj twierdzę a potem ją spal". Totalnie bez sensu.
Za to poszłam na wykład! Iluż to ciekawych rzeczy się można dowiedzieć! Np. co piąte dziecko rodzące się w Polsce nie jest dzieckiem ojca, w sensie męża matki. Można wtedy wnieść pozew o ustalenie ojcostwa (tak, procedura cywilna się kłania) i wysłać włos do Centrum Badań DNA i tu cytat z wykładu:
"takich centrów jest kilka w każdej Polsce" :)

I na koniec: co robi marynarz, który po trzech latach pływania po morzu przyjeżdża do domu i okazuje się, że jest ojcem?

Denerwuje się.

poniedziałek, 1 marca 2010

conquest

Dziś zagadka:
Jak nazywa się kochający wszystkie kobiety i mężczyzn Niemiec z literką "t" na końcu ??

Oczywiście, odpowiedzi mogą się powtarzać. Nawet jak padnie poprawna odpowiedź, można wtedy przewrotnie zapytać:
- a może to jest biszkopt? albo
- hmm, wydaje mi się, że chodzi o biszkopt. Czy mam rację?

Do wygrania jest pięcioosobowa wycieczka do Oszą :)