poniedziałek, 27 września 2010

słona świadomość

Ja nie chcę, nie mogę wierzyć, że to rzeczywistość, teraźniejszość, że to dzieje się naprawdę, że to co było jeszcze przed minutą to już historia. Ciągle myślę, że zaraz ktoś szarpnie mnie za ramię i krzyknie, żebym już wstawała, że zaraz się obudzę albo że komuś coś się pomyliło i przeprosi za utrudnienia, przyjedzie ekipa i wszystko naprawi. Albo najlepiej cofnie czas.
Dopiero teraz do mnie dociera, że skończyło się coś ważnego, czysta dobroć się skończyła. Świadomość tego to dziwne uczucie, chujowe ponad miarę, łapie mnie za szyję i powoli zaciska swoje wielkie łapska, ale nawet nie próbuję się uwolnić. A masz za swoje. Następnego odcinka tego serialu już nie wyemitują. W tym miejscu panoszy się teraz pustka. Zaiste, dopiero teraz widzę, że to koniec.
Zaprzepaszczone przez zwykłe zaniedbanie.
Psychodeliczne Radiohead dopełnia dzieła zaprzepaszczenia. I słona świadomość spływa po policzkach małymi kawałkami, wpadając czasami do ust.

Kurwa, o kurwa mać!

czwartek, 23 września 2010

Urywki dnia wczorajszego

The beautiful flowers will all fade away

Od dziś mamy jesień. Co prawda jest równie słonecznie co wczoraj, ale widmo deszczowej pluchy nadciąga nieubłaganie. Liście już zaczęły się zmieniać. Urywki dnia wczorajszego, jako ostatniego dnia lata jawnie zostały przyporządkowane do debiutanckiej płyty Karen Elson, brytyjskiej topmodelki i żony Jacka White'a (tak tak, pierwszą jego żoną, nie siostrą, była Meg White). Jak wiadomo monotonia jest najbardziej charakterystyczną cechą wszystkiego, co istnieje. Monotonności płycie The Ghost Who Walks zarzucić jednak nie można. Stylistycznie jest maksymalnie przekrojowa. Na dziś wybrałam kawałki najbardziej jesienne, w których dominuje - oczywiście mogę się mylić -nuta country, poniekąd traktujące o lecie minionym.

It's been a cruel summer
The sun has been hit by the storms
My darling was bewitched by another
Her black magic tricks stole his heart




For tonight is the last night of summer my love
Of the summer of love
Of the summer my love..

Wczorajszy warszawski Focus:


I Żółte Balkony:


bo pogoda sprzyjała porządkom i alpinistom:)



Wieczorem miało być ognisko. Owszem, nawet się paliło. Oczywiście nikt na dwór nawet nie wyszedł.

h20

no i Budda.


I tak oto lato dobiegło wczoraj końca. Adieu!

poniedziałek, 20 września 2010

generalnie nie ma radości



Utwór powyżej to najnowszy solowy projekt Brandona Flowersa, znanego większości jako frontman kultowego wręcz The Killers. Kawałek ten totalnie mną zawładnął; wczoraj jadąc komunikacją miejską słuchałam go w kółko przez godzinę. Jest w nim jakaś adekwatność. Uspokaja mnie. Bo generalnie nie ma radości. Generalnie szaleje burza. W taką pogodę reggae już mi nie pomaga, zakupy mnie załamują, wściekłe psy już wcale nie są "mad". Rodzinny portret spadł ze ściany i potłukł się na drobne kawałki. Tak naprawdę nigdy nie był prawdziwy.
Gdy najtrudniejsza część minie i zapomnę o sztormie na zewnątrz, znowu otworzę okno i usiądę na parapecie. Marzenia niestety nie zniszczą muru strachu. Dobrze jest mieć chociaż fajki. Nie mam schronienia i nie jest łatwo. Ciągle szukam.


We're searching for shelter

Lay your body down
Next to mine..

sobota, 18 września 2010

jeszcze trzy serie

Godzina stretchingu, godzina aerobiku, godzina piętnaście na siłowni - dziś udało mi się wejść na 83. piętro, tym samym pobiłam swój dotychczasowy rekord (26. piętro) - i to wszystko po to, by po powrocie zajadać się masłem orzechowym ze słoika.. Nie no trudno, sama się sobie dziwię, że znajduję resztki motywacji, by po nieprzespanej nocy iść jeszcze na siłownię. Masło orzechowe w tym kontekście stanowi nagrodę.
I trwam tak w permanentnym zakwasie, ale przynajmniej wypełniam czymś lukę czasu, powstałą po tym jak prawie zaprzestałam czytać książki, interesować się kinem, znacznie ograniczyłam alkohol i spotykanie się z chłopakami. Nie licząc klubowych znajomości bez większej lub nawet żadnej puenty doszły nowe znajomości z siłowni, gdzie jedyną puentą, wynikłą zresztą z braku asertywności mojej kompletnej, są sceny typu: podchodzi do mnie Najpiękniejszy Chłopak Świata, rozwiana grzywa, mokra koszulka, a wokoło wszystkie urządzenia wolne i pyta, czy dużo mi jeszcze zostało. Początkowo nie kumałam tej kulturystycznej terminologii, ale od zawsze z radością przyswajałam sobie zwroty specjalistyczne. Do dziś zresztą moim ulubionym jest "tabaka". Tak czy inaczej, zwykłam odpowiadać w takich sytuacjach coś w stylu "jeszcze trzy serie" albo "dopiero się rozgrzewam". A dziś staje przede mną ów jegomość i oczywiście musiałam dać popis absolutnego braku asertywności: - nie, już uciekam, możesz wbijać.
Tak. I od października zaczynam przygodę życia na Politechnice..

wtorek, 14 września 2010

ice

Kolejne już nowe lokum. Przy czym wyrażenie "nowe" jest tu oczywistym eufemizmem. Jest to miejsce, do którego zdobycze światowej techniki docierają żółwim krokiem; od wczoraj mamy lodówkę, ale na boga, cóż to za urządzenie! Bodaj bardziej zdatne, czystsze i pachnące lodówki można znaleźć na prawie każdym osiedlowym śmietniku. I to właśnie mi (sic!) przypadła ta wątpliwa przyjemność doprowadzenia owej lodówki do stanu jako takiej używalności. Poświęciłam się w imię świeżej żywności i odciążenia sąsiadów z konieczności przechowywania mojego mleka. Zresztą w obliczu globalnego ocieplenia niebawem lodówka stanie się jednym z nielicznych symboli chłodu. Dowiedziałam się, że topniejący lodowiec w mojej ulubionej Norwegii ujawnił skórzany but sprzed 3400 lat. Informacja ta niejako mną wstrząsnęła, a to z dwóch powodów. Po pierwsze, że z tym globalnym ociepleniem faktycznie może być coś na rzeczy i lodówka będzie Narnią naszych czasów, a po wtóre, że warto inwestować w skórzaną galanterię..

sobota, 11 września 2010

11.09


Miało być coś o politycznej poprawności, wrednych gębach polityki. Jednak tego tematu nie tykam. Jestem zmęczona i ten temat jest dla mnie męczący. I nie bawię się w detektywa. Dziś jestem gejszą.

środa, 8 września 2010

20





a jak się urodziłam, to nie było tak, że wszystko było
nic nie było
kolejki były

potem był 1990
nie wiem, czy coś już było
moja siostra już była
dziś jej dwudziestka
sto lat zatem, niech się wiedzie

w ten sekwencyjny dzień

poniedziałek, 6 września 2010

unmade beds

Jestem dorosła, a ciągle jestem dzieckiem. Jak Józio z Ferdydurke. I miał rację Gombrowicz, że ludzkość potrzebuje mitów. Sama je tworzy i przypieczętowuje. Może faktycznie wszytko jest piękne, wszystko jest proste i wszyscy jesteśmy doskonali. Tak, ale na pewno nie wszystko jest dla mnie dostępne. Bo żeby cenić sobie 54m2 na Bemowie za 2400 zł uważam za poważne nadużycie. Już konieczność kupienia skrzypiec uszczupliła moją flotę. Wczoraj zasypiałam pełna trwogi o los mój mieszkaniowy; rano spodziewałam się bowiem wizyty jakiejś rady nadzorczej, a już ekipy sprzątającej na pewno. Warto bowiem zauważyć, że najzwyczajniej w świecie waletuję; moje lokum jawi się jako niezamieszkałe. W moim życiorysie brakuje już chyba tylko wzmianki o mieszkaniu w iście londyńskim squacie. Może jest coś takiego w Warszawie, ale o tym nie wiem? Tak czy inaczej obudziwszy się rano (jednak godzina 12 to lekka nadinterpretacja pojęcia "rano"), i stwierdziwszy, że nic mi chyba już dziś nie zagraża doszłam do wniosku, że póki co nie mam wobec życia żadnych oczekiwań. I leżałam tak pod kocem trwając w bezruchu jakieś 20 minut, co owszem, było bardzo zajmujące ale nie wnosiło nic a nic nowego do mojego życia. Tak jak film w ładnym opakowaniu, ale pusty i bez znaczenia, z którego dowiadujesz się, że inni też lubią patrzeć na ludzi i wyobrażać sobie czym się zajmują, skąd pochodzą i czy też są wiecznie w drodze.

Dowiedz się czegoś o sobie. Kim jestem? Mam już płótno i farby, jestem przecież samozwańczą artystką. Kochanką. Tajemnicą.
Naucz się akceptować swoje porażki i przyjmować je z podniesioną głową i wdziękiem osoby dorosłej, a nie z płaczem i gniewem dziecka. Przekonasz się wtedy, że naprawdę wiele potrafisz znieść. Bo nie chodzi o to, na co zasługujesz, ale co możesz dostać. I że oprócz marzeń warto mieć papierosy..

sobota, 4 września 2010

still

Forgive me my mistakes, I’m still kid learning the responsibility of being an adult.

I'm not perfect - you aren't either. Don’t analyze.