sobota, 30 października 2010

Diss jest pójściem po bandzie

Za dużo tej wolności. Jednak trzeba umieć odpowiednio ją dawkować.
Kiedy staliśmy się takimi ludźmi, jakimi kiedyś w dzieciństwie nigdy byśmy nie chcieli być?
Poproszę MC Wieśniaka coby stworzył dissa na tą moją nagminną postawę, coby pojechał mi dosadnie z użyciem wyszukanych inwektyw, aby przyjąć jakiś plan reform, ale też mym rówieśnikom i całemu temu pokoleniu które ilością wypitej wódki może imponować Sowietom..

wtorek, 26 października 2010

wodny świat już nie dla mnie

Powiedzieli mi, że nie mogę dać sobą pomiatać - żebym pokazała jaja. Oczywiście nie pokazałam. Dałam się zjeść, a potem dałam się przyłapać z łzą na policzku. Chwilę potem powiedziałam adieu ejcz tu oł! i spierdoliłam. Tak to się skończyło. (W zamiarze było wypowiedzenie sentencji 'suck my dick, even if I don't have one', ale darowałam sobie).
Na koniec skasowali mnie z fejsbuka - a wiadomo co to dziś oznacza: drzwi są zamknięte, a klamki z zewnątrz nie ma;)
Będzie mi brakować tej nieziemskiej tabaki. Będzie mi was brakować. Już mi brakuje..

czwartek, 21 października 2010

blue screen

Jedną z zen zasad blogera jest ta o tym, że jeśli masz już tego bloga, to piszesz. Masz jakieś zasady i się ich trzymasz. Zawsze masz o czym pisać, po prostu nie masz wystarczająco dużo czasu by to przekazać lub klawiatura kompa niedomaga, chyba że jesteś w chuj nudny i w istocie nie masz o czym pisać. Wyjdź wtedy na spacer, idź na imprezę, zrób coś niespodziewanego a na pewno spłynie na ciebie olśnienie.
Ostatnio nie rozpisuję się jednak z innego powodu.
Będzie to historia o niebezpiecznym połączeniu cieczy i elektroniki, a dokładniej laptopa i wina..
Domówka była iście epicka. Nie pamiętam wszystkiego dokładnie do aż do momentu, gdy prawie że w epicko zwolnionym tempie zobaczyłam strumień czerwonego wina wylewającego się radośnie na mój laptop. Niebiesko. Ekran laptopa zapłoną demonicznym blue screenem. Paskudna biała czcionka na tym tle wyglądała jeszcze bardziej prymitywnie. Nie mogło to wróżyć nic dobrego. Sprawiła, że moje tętno przypominało serię z karabinu maszynowego. Najgorsze jednak były historie moich przyjaciół o nieodwracalnych szkodach, płytach głównych i klawiaturach do wymiany po zaledwie kapce piany z piwa. Z mojego po odwróceniu lało się jak z kranu..
I tak przez najbliższe godziny poddany został procesowi suszenia, ja natomiast oswajałam się z koniecznością kupna nowego, trzeciego już kompa..
Uruchamiam go po jakimś czasie, a on jak gdyby nigdy nic - działa! Kochany Asus. Klawiatura trochę niedomaga, spacja jest opieszała, ale i tak wszyscy zgodnie twierdzą, że to niebywałe.
Piszę, ale mniej. Powtórka z aka party już niebawem. Ale niech ktoś inny robi za DJ-a..

wtorek, 19 października 2010

Dotkliwy niedosyt

Już nie mogę nadążyć za tempem własnych nóg. Nie miałam czasu przystanąć na chwilę nawet by zastanowić się, czy to co robię ma w ogóle sens. Dzisiejszy chłód poranka wstrząsną mną kompletnie. Goniąc za nicością przegapia się tak ważne rzeczy! Bo nie wiem gdzie idę, a raczej biegnę. A jak mawiał Forrest Gump jeśli nie wiesz dokąd idziesz, pewnie tam nie dojdziesz.

Świadomość, że coś się skończyło. Nagle. Ot tak.
Dotkliwy niedosyt, puste miejsce po emocjach.

wtorek, 12 października 2010

sobota, 9 października 2010

Poradnik Młodego Zielarza

Głośno ostatnio o dopalaczach, że nielegalne, niezdrowe, że sanepid zamyka sklepy, a wiadomo że ten blog propaguje dopalacze, wręcz zachęca do kolekcjonerstwa, dlatego też na dziś ukryty, kolorowy świat Brzechwy, hymn wszystkich zielarzy.

piątek, 8 października 2010

beautiful story

Czemu spece od reklam sądzą, że historia o dziewczynie, którą w liceum przezywali "patyczak" jest piękna? No bo rzucił mi się ostatnio w oczy ten slogan reklamowy jakiegoś sklepu ze szmatami, gdzie laska żali się, że "nigdy nie myślała, ze będzie na billboardzie". Myślenie zapewne nie jest u niej czynnością konwencjonalną, zresztą jak ma myśleć, skoro przymiera głodem? I to ma być piękna historia? W tym miejscu należy westchnąć czysto retorycznie, bowiem zaiste piękną historię dziś usłyszałam. Historię życia emerytowanej mojej pracodawczyni, z którą nieformalnie współpracuję już 4 lata i która opowiedziała mi ją dopiero teraz. Przeskoczyłam chyba na jakiś wyższy level zaufania. A zaczęło się od tego, czy uczę się języków obcych.. Nie wdając się w szczegóły była to opowieść o dziewczynie, która płynnie znając język niemiecki w czasie okupacji była wtyczką w Berlinie. Nikt nawet nie podejrzewał, że była Polką. Na wschodzie Polski ogarniała siatkę informatorów. Potem jako historyk sztuki organizowała zagraniczne wystawy w jednej z głównych warszawskich galerii wodząc za nos SB. To historia o pseudonimach, fałszywych nazwiskach, paszportach i Hotelu Europejskim.
To dopiero piękna historia. A nie story o kolesiu który sprzedawał jeansy.

wtorek, 5 października 2010

hipnotyzujący kawałek, mięsem przepełniony

dobrze, napiszę coś

Wiadomo, że najbezpieczniej pisze się o muzyce. Jednakże pora nie sprzyja takim wywodom, ani też specjalnie nie mam o czym pisać. No bo co, tej całkiem nowej Brodki słuchają rzesze, a i słusznie, bo jest na czym ucho zawiesić. Słuchałam jej dziś w tramwaju jadąc na miting coponiedziałkowy, a i kompan mój coponiedziałkowy, wątła acz bratnia dusza moja, Brodki słucha i podśpiewuje, a raczej w myślach nutę Brodki zapodaje. No i można tak o tej Grandzie w kółko się zapętlać, można by tak krążyć i dotykać tematu, za każdym razem doszukiwać się czegoś nowego, ale co z tego?
A właśnie, bo jakoś tak muzycznie się zrobiło i niech tak zostanie. Słuchając czegoś ciągle z pozoru nic się nie zmienia. Nie prawda. W pewnych okolicznościach muzyka, słowa, teksty urastają do rangi czegoś absolutnie nowatorskiego. Owszem, można ciągle iść i nigdzie nie dochodzić, ale można też stać w miejscu a cała reszta się przemieszcza. Zasypując nową treścią. Dając szansę na odkrycie czegoś ładnego. Dobrego. A więc znowu: najbezpieczniej pisze się o muzyce. Ale czytelnik dzisiejszy wyzbywa się bezpieczeństwa. Żąda mięsa i sensacji. Chciałam uciec od zgiełku. Sensacji nie będzie, chillout tylko i Radiohead:
I don't wanna be your friend
I just wanna be your lover

Tak spokojny, hipnotyzujący kawałek, mięsem przepełniony. Lepszy od całego zgiełku i wszystkich innych bzdur.
Monotonię trzeba zwalczać. I nic nie jest naprawdę.