środa, 29 grudnia 2010

adieu!

Muszę zakończyć rok obecny, mijający notką przyzwoitą, pełną polotu, by nie tylko dać wyraz wątpliwej bystrości umysłu, ale - co ważniejsze - żeby tekst w miarę normalny jako okładka roku, ba! dekady mijającej widniał. Życie moje codzienne, spauperyzowane, w ryzach wątłych z trudem niezmiernym jest - dzięki konstruowaniu tych notek - utrzymywane. Ja bynajmniej - niczym Ostry i Emade - nie odejdę stąd pod byle pretekstem. Dzięki wszystkim, którzy od czasu do czasu się tu pojawiali. Niektórzy pojawiali się i znikali - taka magia, kuźwa, magia. Może dlatego, że wszyscy się bardzo zmieniliśmy. Dobrze to czy źle - nie wiem, wiem jedno, wiem mianowicie, że choć wiele zostało napisane, nie wszystko zostało wypowiedziane. Zdaję sobie sprawę ze stanu mojego. Nie, nie jestem małomówna. Skończyłam bowiem z zasadą "tylko czysta mądrość z moich ust". Teraz paplam co mi ślina na język przyniesie, kwestie zazwyczaj nieprzemyślane, bo i moje postępowanie w przytłaczającej większości takie było. Niepomyślane.
Wyjeżdżam, więc bawcie się dobrze, wszelkie relacje oczywiście mile widziane!

A stary rok? Jak mawiał Peja - wiecie co z nim zrobić.
Adieu!

niedziela, 26 grudnia 2010

mr. nobody

Młodość wady i zalety ma. Z wad najpoważniejszą jest stan bycia jak but głupim, choć i ten stan co niektórzy przypisują młodzieńczemu buntowi jednostki niczym romantycznemu Faustowi Goethego. Są też tacy, którzy ów stan idealizują, niesłusznie zresztą. Świat jest skomplikowany, śmiałości i refleksu wymaga na każdy kroku, a nie buntu. Musisz wybierać. Dopóki nie dokonasz wyboru wszystko jest możliwe. Każdego dnia, w każdej minucie wybierasz. Decydujesz. Bo jesteś młody (chociażby duchem tylko, ale zawsze) i chcesz by świat był piękny i wszystko w jedną, harmonijną melodię się zgrywało. Pędzisz i zastanawiasz się, czy ma to jakikolwiek sens.

Pędzisz, sam nie wiesz po co. Ale może to nie ma znaczenia.
Bo być może jesteś Panem Nikt. Kimś, kto nie istnieje.

piątek, 24 grudnia 2010

spokoju, wytchnienia, błogości
światła w ciemności
muzyki
miłości





- Masz ochotę na herbatę?
- Nie, pragnę pieśni, muzyki. Pragnę miłości i piękna.
- Naprawdę nie chcesz herbaty?
. — Woody Allen

wtorek, 21 grudnia 2010

rebus sic stantibus

To ciekawe, jak zasadnicza zmiana okoliczności przekłada się na gusta i preferencje muzyczne. Cały poranek ćwiczyłam wstawanie z łóżka zahipnotyzowana kolosalnymi soplami za oknem. Doszłam wtedy do wniosku, że mam poważne problemy z dyscypliną. Nie tylko nie chce mi się wstać, ale nie chce mi się wypić codziennej kawy mojej porannej. Sparafrazowałam więc znalezioną modlitwę: Boże, pomyślałam. Nie tylko cały semestr bimbałam a tu sesja lada chwila, pracuję po 28 godzin dziennie, nie mam prezentów dla rodziny i kochanków, nie wiem jak wrócę do miejsca mojego stałego zameldowania (potocznie zwanego domem), nic nie wiem - bo cóż mogę wiedzieć, nie czytając prasy?? Boże, raz tylko jeden pozwól mi zaznać sexu z Johnym Deppem. Dziękuję. Amen.


A po dubstepowo elektronicznej zajawce przyszła pora na, sama nie wiem, o to właśnie:

niedziela, 19 grudnia 2010

z kim dziś wypiję kawę?

Jak nie wiesz co mówić - uśmiechaj się. A jak nie wiesz co pisać? Można dać coś do posłuchania. Ostatnią zajawkę dla przykładu.




Albo krótki metraż o człowieku uwięzionym w Excelu, dobitnie podkreślający tendencję odchodzenia od mowy. Niedługo nawet takie porozumiewanie się za pomocą karteczek będzie mniej popularne niż za pomocą chorągiewek sygnałowych. Smutne czasy. Dobrze, że ciągle kultywuję komunikację na fejsbuku..





Wydarzenia przyszłe zawsze pozostaną nieodgadnione. Dziś piję kawę z tym czy z tamtym, a jutro, kto wie, może sobie daruję. Chociaż nie. Kawy to ja sobie nie odpuszczę.

piątek, 17 grudnia 2010

młodociani

Spotykam się ostatnio z zarzutem, jakobym wolała młodszych. Nie zaprzeczam, al e też definitywnie nie potwierdzam. Być może jutro pożałuję mych dzisiejszych wypocin, wszak jutro, miejmy nadzieję, nie będę już pod wpływem grzańca Moni.. Wena mi nie sprzyjała, padł temat młodocianych, więc go podejmuję. Nie oszukujmy się, rocznik '92 dla kultowego rocznika '88 jest młodocianym. Czy jest w tym coś złego? Przeciwnie. To jak powiew świeżości w mieszkaniu, w którym smażyły się racuchy - to potrzeba egzystencji.
Grechuta śpiewając pytał, jak rozpoznać ludzi których już nie znamy, jak odnaleźć nagle radość i nadzieję. Szukam odpowiedzi. Zbieram myśli.
Bo świat to takie straszne miejsce. Ale jest mniej straszne, gdy nie musimy się z nim zmierzać samemu.

środa, 15 grudnia 2010

komuna powróciwszy

Najpierw nie było światła. Teraz od dwóch godzin czekam w kolejce pod prysznic. Komuna powróciwszy nie pozwoli mi umyć włosów. Dłużej tego nie wytrzymam.

Ciepłej wody to już na pewno mi zabraknie.
Fuck yeah.

niedziela, 12 grudnia 2010

drip

Że też przez te cienkie ściany muszę słuchać tych patologicznych wrzasków palącej kobiety w ciąży na syna! Tak, wiem, zabawki trzeba zbierać, ale w ciszy szło by mu raczej lepiej. Ah, i teraz muszę słuchać dławiącego płaczu dwulatka.. biedny Filip. Smutno mi się z tego wszystkiego zrobiło i zapomniałam o czy chciałam pisać. A propos, "pisac" pisane ruskimi bukwami znaczy "sikać" i tak mi się skojarzyło, że siedząc dziś rano w kawiarni wdałam się, jak się później okazało, w zgubną dyskusję z Rosjaninami. Dziesiąta rano, oni już po trzech browarach, chciało im się pisać, wiecie co mam na myśli. Oczywiście jako że od czasów liceum nie kultywowałam nauki jakże cudownego języka rosyjskiego, konwersacja szła mi średnio. Nie cierpię ruskich. Słowo daję. Jeden ciągle pytał mnie o jakiś najbliższy sex shop, zresztą nie wiem o co mu chodziło, tak czy inaczej na zanim wyszedł dał mi jakiegoś ruskiego rubla na pamiątkę. Nieważne.
Miałam się wyprowadzać, uciekać, zaczynać od nowa. Kończyć to, co pozaczynane. A na pewno ciągle odnoszę sukcesy w nie kończeniu pozaczynanego.
I jakoś nie mogę się skupić. Nie wiem czy to wina sąsiadów, Baileysa czy przepracowania. Jestem zmęczona. Oby Mikołaj mnie nie rozczarował. Dziś zamarzył mi się oldschoolowy dres Adidasa. Oby nie było tak jak z moją znajomą. Pewnego dnia mówi - Tato, tak bardzo chciałabym kupić sobie stanik z Triumph'a, ale one są takie drogie! Na to jej tato - Taniej byłoby kupić żel na pryszcze..
:>

Ps. Potrzebuję Osiem cztery Nahacza. W empiku nie ma i nie będzie.

poniedziałek, 6 grudnia 2010

I'm cleaning up and I'm moving on

Niedziela późny wieczór, "czy też jesteś sama, oglądasz jakiś nudny film", wiesz. Ciśnienie takie panuje w związku z tym mrozem, że oglądam One Tree Hill od początku. I nie, już od dawna nie mam 16 lat. Ale dobra, oglądam owo bo podjeżdża ckliwym love story, wiesz, dziewczyny lubią takie bzdury. W siódmym odcinku już konkretnie iskrzy, pierwsze płyny wymienili, kwintesencja zdawała się być oczywistą, ale nic z tych rzeczy. I choć endorfiny mózg Lukasowi zalały, zachował zimną krew. Na razie. Wątpię bowiem, że wytrzymał 7 sezonów.. I właśnie patrzę, a tu 6 grudnia mamy. I jak byłam mała, w sensie młoda (zawsze byłam raczej wysoka), tego dnia Mikołaj do mnie i mojej siostry przychodził. Pod postacią mamy, tak podejrzewam. Jakieś podarki, łakocie, wiadomo. I tak sobie myślę, że teraz już do mnie nie przyjdzie, nie znajdzie mnie tu na tym osiedlu, przecież tu jest tyle domków. A nawet jeśli, to w moim domku jest 17 pokoi, w tym w dwóch są małe dzieci, to prędzej do nich zajrzy, bo mu się smutno zrobi, że takie małe dzieci mieszkają w akademiku. Przynajmniej mają młode mamy. Na bank o mnie Mikołaj zapomni, zresztą nawet listu nie pisałam do niego w tym roku. Oj tam. Podjęłam jednak postanowienie takie przedświąteczne, bo jestem złym człowiekiem i boli mnie to.
I'm cleaning up and I'm moving on.
Sprzątam po sobie i w drogę. Wybieram życie. Nie mogę się już doczekać. Będę jak inni.


Mikołaju, chyba się wyprowadzam. Tam, dokąd zmierzam jest mało mebli. Szafka byłaby miłym gestem. Angela


PS. a był Mikołaj u Ciebie?

sobota, 4 grudnia 2010

Za oknami prószy śnieżek

Zapowiadam, że będzie muzycznie. I zimowo. W związku z minusową temperaturą - zbyt softowym podejściem do tematu byłoby zaprezentowanie kultowego w pewnych kręgach kawałka Mrozu - Miliony Monet, ale owszem, mróz to nieodłączny atrybut zimy.
Myślę jednak, że równie dobrze jak grzaniec w taką pogodę kopa daje śnieżne reggae. Bądźmy jednak realistami. Co robią ludzie, gdy pada śnieg? Jakiś jeden malutki procent wychodzi na zewnątrz ot tak poszaleć, pozażywać speedu jaki daje siarczysty mróz i skrzypiący śnieg pod butami. Cała reszta tylko pisze o tym status na fejsbuku.



i Jamajskie Słowiki!



Tak, za oknami prószy śnieżek, śnieżek pada, cudownie! A ludzie wyglądają, jakby IPN przyznał im status pokrzywdzonych. Zimno? To się ubierz. Ja pierdole..

czwartek, 2 grudnia 2010

Zima nadeszła, więc..


Zawsze współczułam ludziom zamkniętym w tych ich Open Officach, w tych biurowych półświatkach tysiąca i jednej tony papieru, ale w obecnej sytuacji, gdy nasz kraj jest praktycznie cały pod śniegiem, gdy w zasadzie jest to już kraj podśnieżny, to poniekąd im zazdroszczę, o ile oczywiście ogrzewanie w ich biurach nadal działa..
Tak tak, This is my december, This is my snow covered home. Nie jest ciepło, nie jest przyjemnie, na dworze piździ, okna zamarzły ale też przez nie piździ niemiłosiernie, a co najgorsze w swetrach ciepłych wyglądam jak monstrum. Zrobiłam sobie herbatę zimową, z prądem, goździkami, imbirem, miodem, pomarańczą, limonką, cytryną i grapefruitem.
Zrobiłam i wystygła.

To będzie ciężka zima.