Po kolei. Kobietom życzę pomyślności i dedykuję łzawy song z dzieciństwa (tzn. dla mnie jest łzawy i niezwykle ckliwy, że też musiałam to sobie przypomnieć??), a teraz do rzeczy.
Tokio, 8 marca 1935.
Zdechł pies o imieniu Hachiko, który przez 10 lat po śmierci właściciela czekał popołudniami na stacji tokijskiego metra Shibuya , na jego powrót z pracy. To jest dopiero wierność do kwadratu, prawdziwa lojalność! Ta historia wydaje mi się wzruszająca za każdym razem, nie tylko mi zresztą. Porusza ona bowiem i wstrząsa miastami i wioskami, umysłami światłymi i pospólstwem. Skłania ku refleksji o oddaniu i nie bójmy się tego powiedzieć: ludzie powinni stawiać sobie Hachiko za wzór. Oczywiście, nikt nie wymaga aby czatować dzień w dzień przy metrze..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Chcesz coś dodać? Śmiało! Wyraź się umiejętnie i nie zapomnij się podpisać. Miłego dnia.