Przychodzi taki dzień w życiu studenta, gdy otwiera zamrażarkę i zostaje dotkliwie porażony nie tyle zimnem bijący z jej wnętrza, co osobliwą pustką. To jedna z tych sytaucji nagłego zdezorientowania. Gdzie są kotlety?? I następuje chwila zadumy nad ulotnością żywności. Rozpatrywane są dwa aspekty. Primo, współlaski były głodne. Wersja do zaakceptowania, a zarazem pretekst do wymyślenia misternego sposobu na morderstwo.
Secundo, ktoś tu dawno nie był w domu.
Takim to sposobem weekend ten jest czasem mojego powrotu na domu rodzinnego łono.
Czas ten jest czasem iście filozoficznych zmagań mojej cierpliwości z przestarzałym sprzętem komputerowym. Po wtóre jest czasem oszołomienia, a wręcz traumy psychicznej jako konsekwencji pytana jak ja tu mogłam mieszkać?? I na koniec, co jest najbardziej dotkliwe, jest czasem wzmożonej inwigilacji rodzicieli.
Z tego też powodu jutro wracam do Stolicy.
Na marginesie, fakt mojego zamieszkania na ulicy Konarskiego był dziś skomentowany w Dwóch neuronach i trzech jądrach. "Czy Angela mieszka na Osiedlu Przyjaźń? " of horse! :D
Cytat dnia: "Ten bit robiłeś chyba na zegarku" :D
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Angela to Ty powinnaś wiedzieć gdzie są kotlety...
OdpowiedzUsuń