środa, 28 października 2009

jedna ręka nie klaszcze

Tak to już jest, że samemu nie ma żadnej zabawy. Wczoraj również się to potwierdziło, gdy byłam z Anetką na koncercie muzyki klasycznej, po którym to zostałyśmy zaproszone na bankiet. Wszystko fajnie i wykwintnie do czasu gdy Anecia nie wpadła na pomysł żeby poczęstować się (czytaj wziąć sobie) różyczkę, element dekoracji. No i dopuściłyśmy się tego czynu. Tak, my obie. No i już mamy te różyczki, ubrałyśmy się i z zamiarem ulotnienia się kierujemy się w stronę drzwi. Jednakowoż wcześniej zadecydowałam, że wstąpimy jeszcze na sikundę do szaletu. Nasze wojaże zostały udokumentowane:



















Jako że mam pięć lewych rąk, moja róża uległa destrukcji..

Dramat rozegrał się gdy róża nieopatrzne 'sama' spadła na posadzkę. Fuck!

Eh, może ktoś odpali mi nową, nieuszkodzoną różę:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Chcesz coś dodać? Śmiało! Wyraź się umiejętnie i nie zapomnij się podpisać. Miłego dnia.