środa, 23 czerwca 2010

Fly away

Nieprzeciętnie zimny czerwiec. Na domiar dziś jest Noc Świętojańska, więc tym bardziej takie zimno nie przystoi; wczorajsza noc wedle tradycji zwana jest Nocą Kupały i, o zgrozo, pretenduje do kolejnego święta zakochańców (sic!). Co więcej od wczoraj dzień robi się z każdą chwilą krótszy. Ale ja nie o tym. Z tego miejsca pragnę wygłosić odezwę do narodu.

Obywatele!
Druga tura wyborów to moment decydujący dla przyszłości naszej Ojczyzny. Staniemy przed możliwością powierzenia Naszego wspólnego dobra, Polski, w ręce człowieka, który pokieruje nią słusznie i rozważnie. Ze smutkiem spoglądam na polską scenę polityczną i drżę na myśl, że Polacy tacy jak ja chcą oddać swój cenny głos na Bronka "Wpadkę" Komorowskiego, ikonę postkomunizmu, który drażni mnie samym swym jestestwem. Jako że wojaż do Skandynawii uniemożliwi mi oddanie głosu, apeluję! jeśli chcesz głosować na Brona, daruj! Zostań tego dnia w domu, zamów pizzę, zrób sobie wolne od wolnego, cokolwiek! Bronek to najgorsze, co może nam się przytrafić.
No, zobaczymy czy odezwa coś dała..
Wybywam, ale jeszcze tu wrócę. Norway! :)

niedziela, 20 czerwca 2010

sztuka tipa

-Czy te tosty nie są lekko przypalone?
-W żadnym wypadku; to sportowy zamysł kucharza na cześć odbywających się właśnie Mistrzostw w Afryce:)

Woody Allen powiedział, że "człowiek to jedyna istota, która nie da napiwku kelnerowi". Muszę sparafrazować tą wypowiedź, bowiem jedyna istota, która nie da napiwku kelnerowi to student.

sobota, 19 czerwca 2010

get over

Niewykluczone, że tępak ze mnie, bo być może nie rozkminiłam zagadki jak to jest być piękną, młodą, inteligentną 21-latką.
Określenie "młoda 22-latka" jawi się jako oczywisty oksymoron, resztę przemilczę, choć istotnie obchodzi mnie to tyle, co nic.

Get over. Life's not fair!

czwartek, 17 czerwca 2010

questions

Nie ma trudnych pytań. Są tylko trudne (lub najzwyczajniej głupie) odpowiedzi. Zanurzenia w racjonalizm nie będzie: wspominany niejednokrotnie już Heraklit głosił kult "logos" - rozumu, jakoby to właśnie on rządził światem. Ale spójrzmy prawdzie w oczy. Być na serio się dziś już nie da. Po wtóre racjonalizm wyklucza wiarę, bo wiara jest dogmatem. Racjonalistom mówię stanowcze nie, chociażby dlatego iż chlebem mym powszechnym jest iluzoryczność - jawne zaprzeczenie racjonalizmu.
Mam miliony odpowiedzi, niestety fałszywych. Sztuka właściwych wyborów zawsze pozostanie dla mnie sztuką. I pytania. W XIX wieku istniał spór między literatami a fotografikami o wyższość formy przekazu. Ówcześni pisarze przekreślili fotografię, jakoby słowo pisane było ważniejsze od obrazu.
Konflikt dotyczył tego, co lepiej ukazuje rzeczywistość i jest łatwiejsze w odbiorze, tekst czy zdjęcie. Ustosunkowując się do tamtej polemiki skłaniam się ku poglądowi: obraz ponad wszystko. I nie potrzeba żadnych słów, opisów, wykluczających własny wkład myślowy. Mistrzowski obraz nie jest dla przeciętniaków, przeciwnie, dla koneserów.
Kocham fotografię czrno-białą. Ma magię. Pobudza umysł do kreatywności.
A słowa? Dam na przykład zasłyszane pytanie o istotę wyboru: mop z wyżymaczką czy tendencyjna szmata?
Wybieram obraz, choć uwielbiam czytać.

Zresztą, chodzę po świecie śpiesznym krokiem kogoś, kto jeszcze nie osiągnął wewnętrznej harmonii.

piątek, 11 czerwca 2010

priorytety a niedoczas

Ale oczywiście, że jestem. Jak się mam? Wcale. Wczoraj jedynie cały dzień pod pretekstem nauki robiłam nic. Świetnie mi szło. Muszę to powtórzyć. Co poza tym? Tradycyjnie, proza istnienia. Życie mnie dyma - jak mawiają moi przyjaciele - ostro i bez wazeliny. Żyję w niedoczasie: nie mam czasu zrobić pranie, ba! nie mam czasu iść do sklepu po proszek! Kromka chleba od Kowala uratowała mnie wczoraj przed śmiercią głodową.
To niesprawiedliwe, że życie tak szybko ucieka przez palce. Wobec tego zjawiska jesteśmy bezbronni jak turbiny samolotu w obliczu ziarnka pyłku znad Islandii. Odczuwam trwogę - nie, nie dlatego, że w przeciągu ostatniej godziny szósty raz włączył się alarm przeciwpożarowy - odczuwam ją, bo tak łatwo przegapić coś, czego przegapić nie wolno. Kilka spraw odkładałam w czasie celem nabrania zdrowego dystansu. Tak to sobie tłumaczyłam. I sczerstwiały jak stary piernik, którego ugryźć się już nie da.
...

Czy priorytety muszą być określone i nazwane? Nie wiem, ale w taki gorący dzień, gdzie Warszawa jak Algieria, planuję ziścić marzenie jednośladu. Wystąpiła chęć roweru; może śladem mojego ulubionego offowego reżysera Bodo Koxa nakręcę coś o życiu w bezczasowości..

niedziela, 6 czerwca 2010

Heaven Can Wait

We Francji tak już jest, że aktorki stają się piosenkarkami i odwrotnie, piosenkarki aktorkami. Dajmy na przykład Carlę Bruni, żonę prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy'ego, czy Emmanuelle Seigner, żonę Romana Polańskiego. Do tej listy dorzucam jeszcze panią, która w ramach Maltafestivalu wystąpi w Polsce, mianowicie Charlotte Gainsbourg, aktorkę i piosenkarkę, córkę Jane Birkin i Serge'a Gainsbourga, twórców owej pieśni Je t'aime moi non plus, powszechnie uznanej w owych czasach za nieobyczajną. Jakkolwiek seksualnie przekombinowana by była, przyznać trzeba iż w pełni oddaje klimat rewolucji tamtych czasów.


Skupmy się na pani Charlotte. Jej ostatnia płyta pt. IMR w dosłownym tłumaczeniu oznacza 'rezonans magnetyczny' i jest reakcją na pobyt Charlotte w szpitalu. Płyta zbiera korzystne recenzje, mimo to pozostaję głęboko sceptyczna. Cień uprzedzenia padł na ową piosenkarkę i aktorkę zarazem za sprawą filmu z jej udziałem. Mowa to o Antychryście - filmie absolutnie nietrafionym, a który nie wiedzieć czemu dostał w 2009 r. Złotą Palmę w Cannes. Film ten nie zasłużył na żadną palmę, nawet wielkanocną. Nie będę się nad nim rozwodzić bo był obrzydliwy. Pamiętam, że połowa sali wyszła; ja jako samozwańczy filmoznawca musiałam przecierpieć do końca. Tak czy inaczej część śpiewana wychodzi tej pani zdecydowanie lepiej i to powiedziałam ja, niegustująca w tym gatunku. Poniżej vid które tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że twórczości tej pani nie rozumiem.


piątek, 4 czerwca 2010

bilet

Sama napisałam, jakoby "wojaż całkowicie niespodziewany do miejsc, po których twoja stopa jeszcze nigdy nie stąpała nie powinien dla nikogo być kwestią rozmyślań, a działań jedynie". Tak napisałam, a skoro tylko nadarza mi się okazja na wojaż zagraniczny i to nie byle gdzie, bo do Norwegii, najzwyczajniej nie wiem co mam robić. Ktoś powie: rzuć wszystko - to będzie taki twój Eurotrip. Decyzja z pozoru jest tylko błaha. Nie umiem rzucić pracy. Dobrze mi w Stolicy. Kurwa.

I akurat dziś, kiedy pierwszy raz w swoim życiu zapomniałam karty miejskiej, musiał mnie skontrolować kanar. Tak to jest zmieniać torebki. Ale spokojnie, upiekło mi się: jadę tak bez biletu i trzęsę portkami (że też musiałam zauważyć brak tego biletu?!) i powzięłam decyzję, że ni wuja, popełnię w drodze powrotnej ten ciężki, frajerski błąd i wydam jeden peelen na bilet. I gdy kanar niespodziewanie krzykną "bileciki do kontroli!" mogłam przyszpanować tą jednorazówką.

Wniosek? Moje szczęście całkowicie jednak się nie skończyło. Chociaż nie, nieprawda. To nie ma nic wspólnego ze szczęściem. Jestem dupkiem.