piątek, 11 czerwca 2010

priorytety a niedoczas

Ale oczywiście, że jestem. Jak się mam? Wcale. Wczoraj jedynie cały dzień pod pretekstem nauki robiłam nic. Świetnie mi szło. Muszę to powtórzyć. Co poza tym? Tradycyjnie, proza istnienia. Życie mnie dyma - jak mawiają moi przyjaciele - ostro i bez wazeliny. Żyję w niedoczasie: nie mam czasu zrobić pranie, ba! nie mam czasu iść do sklepu po proszek! Kromka chleba od Kowala uratowała mnie wczoraj przed śmiercią głodową.
To niesprawiedliwe, że życie tak szybko ucieka przez palce. Wobec tego zjawiska jesteśmy bezbronni jak turbiny samolotu w obliczu ziarnka pyłku znad Islandii. Odczuwam trwogę - nie, nie dlatego, że w przeciągu ostatniej godziny szósty raz włączył się alarm przeciwpożarowy - odczuwam ją, bo tak łatwo przegapić coś, czego przegapić nie wolno. Kilka spraw odkładałam w czasie celem nabrania zdrowego dystansu. Tak to sobie tłumaczyłam. I sczerstwiały jak stary piernik, którego ugryźć się już nie da.
...

Czy priorytety muszą być określone i nazwane? Nie wiem, ale w taki gorący dzień, gdzie Warszawa jak Algieria, planuję ziścić marzenie jednośladu. Wystąpiła chęć roweru; może śladem mojego ulubionego offowego reżysera Bodo Koxa nakręcę coś o życiu w bezczasowości..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Chcesz coś dodać? Śmiało! Wyraź się umiejętnie i nie zapomnij się podpisać. Miłego dnia.