piątek, 4 czerwca 2010

bilet

Sama napisałam, jakoby "wojaż całkowicie niespodziewany do miejsc, po których twoja stopa jeszcze nigdy nie stąpała nie powinien dla nikogo być kwestią rozmyślań, a działań jedynie". Tak napisałam, a skoro tylko nadarza mi się okazja na wojaż zagraniczny i to nie byle gdzie, bo do Norwegii, najzwyczajniej nie wiem co mam robić. Ktoś powie: rzuć wszystko - to będzie taki twój Eurotrip. Decyzja z pozoru jest tylko błaha. Nie umiem rzucić pracy. Dobrze mi w Stolicy. Kurwa.

I akurat dziś, kiedy pierwszy raz w swoim życiu zapomniałam karty miejskiej, musiał mnie skontrolować kanar. Tak to jest zmieniać torebki. Ale spokojnie, upiekło mi się: jadę tak bez biletu i trzęsę portkami (że też musiałam zauważyć brak tego biletu?!) i powzięłam decyzję, że ni wuja, popełnię w drodze powrotnej ten ciężki, frajerski błąd i wydam jeden peelen na bilet. I gdy kanar niespodziewanie krzykną "bileciki do kontroli!" mogłam przyszpanować tą jednorazówką.

Wniosek? Moje szczęście całkowicie jednak się nie skończyło. Chociaż nie, nieprawda. To nie ma nic wspólnego ze szczęściem. Jestem dupkiem.

4 komentarze:

  1. Po eurotripie można mieć głębokiego kaca moralnego...

    OdpowiedzUsuń
  2. Angi nie jedź nigdzie! Bez Ciebie to już nie będzie ta sama stolica:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Eh, za późno! właśnie ostro się odpieniężyłam - i mam bilet.. do Norwegii. Nie ma odwrotu:)

    OdpowiedzUsuń
  4. No i dobrze, że jedziesz. Stolica nie zająć, poczeka, a Ty zeurotripujesz Norwegię i zrobisz masę cudnych zdjęć

    OdpowiedzUsuń

Chcesz coś dodać? Śmiało! Wyraź się umiejętnie i nie zapomnij się podpisać. Miłego dnia.