środa, 23 lutego 2011

szczęście jako choroba roznoszona drogą towarzyską

Jestem jedną z najmilszych osób jakich znam, ale w obliczu takiego mrozu i takiego obrotu spraw, nie poznaję się. Staję się wulgarna i nie wzrusza mnie to. Oto bowiem wychodzę wraz ze wspólnikami z inicjatywą imprezy o charakterze ściśle politycznym, z muzyką i takimi tam. Wszak nie od dziś wiadomo iż szczęście to choroba roznoszona drogą towarzyską. Dziś jednakowoż rozważałam pojęcie klęski w sensie organizacyjnym. Były to rozważania chwilowe, nie dam się bowiem stłamsić tym Judaszom, co w piątek wieczór wolą siedzieć w domu i klikać na tego chłopca, co zamiast nosa ma prącie. Jednak nie, nie będzie to misja straceńcza. I już w piątek to studenckie zagłębie, ta Nigeria Warszawy stanie się Ibizą Warszawy.

Tak jak Trójmiasto to Sidney Polski. Ze względu na operę.

piątek, 18 lutego 2011

The King of Limbs

Radiohead wypuszcza właśnie najnowszą płytę, przy okazji Thom Yorke raczy nas nie tylko swym wokalem, ale też gibkim ciałkiem. Świrusek.

poniedziałek, 14 lutego 2011

słodszy od Milki, poniedziałek

Miałam się powstrzymać, ale zapytam - po co komu ten zapychacz między Gwiazdką a Wielkanocą? Oczywiście, widziałam dziś kilka osób - zdawać by się mogło - szczęśliwie zakochanych. Ale spostrzeżenia mam inne. Fakt faktem, owe refleksje mogą być nieco spaczone, bo któż normalny zabiera ukochaną na romantyczny wieczór do kawiarni w złotych szałasach?! No dobrze, niektórzy cenią sobie wieczorną muzykę fortepianowa na żywo, której to można zaznać ostatnimi czasy w szałasach właśnie. A i powiem, że gdy się pusto robi i ja przygrywam, to co pamiętam rzecz jasna, a nawet jak coś tam pomyliłam w nutkach to i tak nikt się nie zorientował. No, może kolega muzyk jazzowy, który gra tam legalnie, ale on zajawkę przejmuje, wariacje na temat grania Angeli tworzy.
Ale ja nie o tym, a o wnioskach dzisiejszych. Są ci romantyczni, ale ich jest mało, bardzo mało. Oni są słodsi od Milki i tracą kontakt z rzeczywistością, więc nawet nie ma co wdawać się z takimi w jakąkolwiek dyskusję. Więcej jest par, które z jawnego przymusu stają się wczutymi typami, ulegają prośbom typu 'przecież wszyscy gdzieś idą' lub liczą na lans przy browarze za dychę, a potem plują sobie w brodę, że pękła stówka nie wiadomo po co. Ci właśnie są tego dnia wyjątkowo opryskliwi. Tak, ci są najgorsi. Bo single tego dnia piją gorącą czekoladę lub czerwone wino, czytają sobie ulubioną książkę i delektują się ulubioną muzyką. Niektórzy jednakowoż są opryskliwi. Może i niektórzy chlipią w poduszkę -mnie jebie ta data. Istotnie obchodzi mnie tyle, co nic.

środa, 9 lutego 2011

mleko z miodem

Każda chwila tego nędznego życia ma znaczenie. Szwindlem, złudzeniem, głupstwem, frajdą - nieważne. Skrajności się nie wyrzekam. Mleko z miodem zwykłego człowieka pracy na dobranoc, na bolące gardło, na brak myśli przewodniej. Czyż światu nie potrzeba eksternistów?
A rano kawa zwykłego człowieka pracy, człowieka pustego miasta pełnego ludzi, którym brak radości życia.

poniedziałek, 7 lutego 2011

o nowinkach osiągalnych

O nowinkach dla zapoznania, bo nie są one jak Święty Graal - nieosiągalne. Książka na początek - w empikach i innych labiryntach dostępna - Allen na scenie. Autorstwa rzecz jasna Woody'ego. Jeszcze nie skończyłam czytać tego cudeńka - i niech Żydzi przerobią mnie na macę, ale uwielbiam go! Uwielbiam Allena i opisywać go mogę jedynie językiem wzniosłego patosu, daruję więc.
Dalej film. Mamy luty, wiemy co to znaczy: zbliża się ta zjebana data. Typy zabierają swoje świnki do kina. Tak, do kina. Podobno niektórzy decydują się obejrzeć film. W tym miejscu służę sugestią Za kilka dni w naszych polskich kinach premiera filmu Miłość i inne używki. Film adekwatny, jest naprawdę dużo akcji, tej akcji. Anne Hathaway to utalentowana artystka. Poza tą akcją gniot nieznacznie romantyczny; od czasu Tajemnicy Brokeback Mountain nie mogę się przekonać do Jake Gyllenhaala.
No i na koniec tradycyjnie mjuzik. Znów rodzimy akcent godny uwagi. Spontaniczny bit góralski nieskrępowany obciachem. Tego nie znacie!


piątek, 4 lutego 2011

o tym, że love is dangerous

Za granicą mają tainted love, są crazy in love albo skrajnie- Not in love, co zresztą można posłuchać gdzieś tam niżej. U nas niezmiennie - love is dangerous. Ale czy gdzie indziej kręcą jeszcze techniką VHS, znaną nam z dzieciństwa? Tak, temu zadaniu sprostał D4D, znany powszechnie, a raczej wcześniej jako Dick4Dick. Nie bójmy się tego powiedzieć: chłopaki są ewenementem w skali środkowoeuropejskiej. Do takich rzeczy przyzwyczajali nas tylko co odważniejsi wyspiarze. A tu proszę, rodzimy akcent godny eksportu, niczym bomba atomowa wobec strzałów i łuków reszty artystów.
A. Może to i dobrze, że mieszkam sama. Od rana bez krępacji mogę ćwiczyć ten miażdżący układ!

wtorek, 1 lutego 2011

o podziałach

Muszę coś napisać. Teraz, natychmiast, na chwilunię chociażby tylko, ale zawsze, coby kryzys w stan zawieszenia zamienić. Oszukać trochę, zamglić oczy. Dwa kawałki będą do posłuchania: pierwszy - łatwy, taki nie mój bo popem podjeżdżający, ale ja lubię ten bojsbend, jeden z bliźniaków jest związany z Nicole Richie, a wiadomo - ona jest chuda. To aż nazbyt doniosły fakt, by posłuchać kawałka o jakże przyjemnym zresztą tytule, a wiadomo, radiowców kilku znam, lubię. Drugi - podesłany mi, Angeli w dobie kryzysu, smutny acz ładny.

Teraz coś o filmie, bo kinomanii mojej nie kultywuję, nad czym ubolewam. Never let me go. Nie opuszczaj mnie. Premiera 4 marca. Cudowne kadry. Kadry lubię i kolorystykę. Fabuła bez polotu. Keira Knightley którą cenię. Nie, nie tylko dlatego iż chuda.

O podziałach. Bo byty jednokomórkowe dążą do podziału. Kraj podzielony, wszyscy o tym wiemy, na tych co twierdzą że ruscy i że spisek i na tych, że to nasi i że też spisek. Są też ci, co palec Boży w to mieszają, niesłusznie zresztą. Społeczeństwo podzielone, ba! mój rok podzielony, podzielony w sensie akademickim. Kasta. I jako że zmieniłam Alma Mater, w nowe miejsce przyszłam, czuję się do podziału przypięta. I co złego to my -my, nowi. Jest film pełen przepychu w sensie dosłownym, pewna jestem że to ci starzy się tak pchali i winą chcą obarczyć. Ale żeby na egzamin się tak pchać?? W sumie.. ja się nie pchałam. I tak, siedziałam w drugim rzędzie. To głód wiedzy!
A ja jestem z ruchu oporu.