czwartek, 19 sierpnia 2010

bor

Widziałam wczoraj zachód słońca, cały w żółciach, i pomyślałam sobie: Mój Boże, a cóż ja znaczę? Tyle co nic. Nikt mnie nie potrzebuje. Oczywiście to samo pomyślałam przedwczoraj, ale wtedy padało.
Od niedzieli nie mam pracy. Znowu. Jeśli jednym słowem miałabym opisać moje aktualne życie, całe to moje nędzne jestestwo, to byłaby to zdecydowanie 'tymczasowość'. Stan ten rozpierdala mnie już totalnie na cząstki elementarne.
Wróćmy do ostatniej niedzieli (tak, tak - ta ostatnia niedziela). Dzień był piękny, słoneczny. Święto Wojska Polskiego. Pełno generałów. Szybki flirt (lubisz to!) gdyż byłam w pracy, on był w pracy, wiadomo. Współpracownik mój ówczesny, francuz, wyczuł zajawkę: 'Maleńka, on jest twój'. Wdałam się w przelotni flirt z funkcjonariuszem BOR-u. Mój Boże, myślałam wówczas, skąd oni biorą do tego BOR-u takich przystojniaków?
Niewytłumaczalne zjawiska ciągle się pojawiają, co więcej trwają w czasoprzestrzeni. Jak np. to, że niektórzy ludzie wchodząc do autobusu kasują dwa bilety jednocześnie. Pozostaje to dla mnie ciągle tajemnicą..

Nie rozumiem nic a nic z własnego istnienia.

2 komentarze:

  1. tlumacze sprawe z biletami:).Ktos chce w kiosku kupic 1 normalny za 2,80, ale w kiosku nie maja wiec taki ktos kupuje wtedy 2 ulgowe za 1,40 i siup musi kasowac 2. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To by się nawet kupy trzymało, dzięki! :)
    Ale pomyślałam o tym, żeby nie było.

    OdpowiedzUsuń

Chcesz coś dodać? Śmiało! Wyraź się umiejętnie i nie zapomnij się podpisać. Miłego dnia.