środa, 11 sierpnia 2010

place to hide

Każdy ma jakieś ulubione miejsce. Jedną ławkę w parku można cenić bardziej niż inną. Jedno miejsce można kochać za sentymenty, a inne przeciwnie - jest spalonym punktem na mapie miasta. Moje miejsce? Zapytana o to nie umiałam wybrać jednego. Poza tym ciche, uśpione miasto późną nocą można kontemplować w niezliczonej liczbie miejsc, najlepiej wysoko, jeszcze lepiej z kimś. Ale miejsca (takie moje miejsca) to Moczydło i Zachęta. Moczydło zazwyczaj gdy odwracam się i sama nie wiem w którą stronę mam iść, co wybrać. Gdy najchętniej siedziałabym na krawężniku i chlipała w chusteczkę. Albo rękaw. Retoryczne rozmyślania o bezpowrotnie utraconej glorii są wtedy jak najbardziej na miejscu, coś w stylu: nosz kurwa, mam 22 lata! Ghandi w wieku 22 lat miał troje dzieci, Mozart 30 symfonii, a ja?Tak, Moczydło jest dla mnie Tybetem Warszawy.

1/100s, f5, ISO 100

Inną rangę ma dla mnie Zachęta (nie, nie Obiekt Znaleziony, ale owszem, bywam i tam). Zachęta jako miejsce zupełnie osobliwe, gdzie blisko innych pozostaję jednocześnie zupełnie sama. Powszechna codzienna niemożność znika. I nawet jeśli nie wiem o co chodzi, to przecież czyż nie na tym polega moda?
Zachęta to taka wizja lepszego jutra. Prawie jak szklane domy Żeromskiego.




Instalacja K. Kuskowskiego H.W.D.P. złożona z 52 kogutów policyjnych mnie rozwaliła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Chcesz coś dodać? Śmiało! Wyraź się umiejętnie i nie zapomnij się podpisać. Miłego dnia.