czwartek, 1 kwietnia 2010

Omlet jako środek przemian społecznych

Są ludzie, których zjawisko omleta nie wzrusza. Można ich porównać do jednostek, którym obcy jest komiks. Komiks - to probierz ludzkiej wrażliwości. To niewątpliwie obszar kultury i jeśli ktoś mówi, że to dla dzieci, świadczy o wielkiej ignorancji. Na dobrą sprawę bliski jest mi tylko "Niewinny pasażer" Martina tom Dieck'a. Wróćmy do omleta.
Najpierw pomysł wydał mi się bez sensu, po co bowiem w procesie tworzenia omleta oddzielać białko od żółtka? Czy nie po to matka natura upchnęła je w jednej skorupie, by były jednością?? Za jawny skandalizm uznałam taką ingerencję w ład wszechświata. Moja niedbałość nie okazała się pechowa, omlet całkiem znośny, acz wymagający doprecyzowania. Bądźmy szczerzy - mój styl kulinarny przez znawców rzemiosła został określony jako 'prowizoryczny'; trudno się nie zgodzić, bo jakże nazwać jedzenie plebejusza? Omlet w epoce oświecenia uznawany był za prawdziwy rarytas (białko było przecież swoistym paliwem światłych umysłów). Szacunkiem cieszył się ten, na czyjego stole gościł omlet. Dziś już nikogo to nie wzrusza, idea omleta odeszła do lamusa. A szkoda, tradycję omleta oświeconego należy kultywować, chociażby dlatego że sezon biegania już rozpoczęty!
W przygotowaniu krótka polemika nt. "Nikt nie odda się za kromkę chleba w jajku".
I to nie jest żart.

Co jeszcze.. dzisiaj jest dzień kiecy. Ludzie od rana skandują: "zdejm kiece i lece". I ponoć mają kręcić Avatara w Polsce, dokładniej w parku rozrywki w Chorzowie, mają tam pełno rekwizytów.
I na zupełny koniec smutna wiadomość: jako że blog nie generuje oczekiwanych zysków, zawieszam jego działalność do odwołania. (Działalność wznowiona po dniu nieobecności, bycie blogerką zobowiązuje).
Czołgiem zajączki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Chcesz coś dodać? Śmiało! Wyraź się umiejętnie i nie zapomnij się podpisać. Miłego dnia.