poniedziałek, 5 kwietnia 2010

up

Oto teraz zakończyłam program okazjonalny. Bóg zmartwychwstał (fani reggae w wychwalaniu Jah mają za sobą uznane w tych kręgach autorytety, jak chociażby jeden z 40-stu (??) synów Boba - Ziggy Marley. Bob, wiadomo, był płodnym artystą). A zatem - koniec ze świątecznym obżarstwem! Ponoć każdy plan można zmienić. Racja! Pomijam fakt, że wolę życie bez planów, ale w obecnej sytuacji nie ma już czasu. Ani minuty. Do roboty.

I oto znów siedzę przed kompem, stukam jakieś bzdety o sama nie wiem czym i wstępuje we mnie ta chęć. Ta chęć szukania, słuchania, odkrywania, a co najdziwniejsze.. czytania.
I nagle czuję na sobie ten palący wzrok jak wtedy - te setki dni temu - gdy wymienialiśmy nieśmiałe spojrzenia przy czerwonym winie i świecach. Tak, czuję na sobie ten palący wzrok - to Iwaszkiewicz patrzy na mnie zza Tataraku i mówi "no bierz mnie duża!"
A ja biorę i czytam.



Bo w kolejce Wieczór autorski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Chcesz coś dodać? Śmiało! Wyraź się umiejętnie i nie zapomnij się podpisać. Miłego dnia.