piątek, 4 lutego 2011

o tym, że love is dangerous

Za granicą mają tainted love, są crazy in love albo skrajnie- Not in love, co zresztą można posłuchać gdzieś tam niżej. U nas niezmiennie - love is dangerous. Ale czy gdzie indziej kręcą jeszcze techniką VHS, znaną nam z dzieciństwa? Tak, temu zadaniu sprostał D4D, znany powszechnie, a raczej wcześniej jako Dick4Dick. Nie bójmy się tego powiedzieć: chłopaki są ewenementem w skali środkowoeuropejskiej. Do takich rzeczy przyzwyczajali nas tylko co odważniejsi wyspiarze. A tu proszę, rodzimy akcent godny eksportu, niczym bomba atomowa wobec strzałów i łuków reszty artystów.
A. Może to i dobrze, że mieszkam sama. Od rana bez krępacji mogę ćwiczyć ten miażdżący układ!

4 komentarze:

  1. Ubóstwiam ich. Pani Buniowa pięknie wymiata.

    OdpowiedzUsuń
  2. Byłaś na koncercie ostatnio bądź przed ostatnio ?

    OdpowiedzUsuń
  3. Angel. Proponuję abyś poćwiczyła ten układ także w Domu Towarowym "Sezam" na rogu Świętokrzyskiej i Marszałkowskiej, bo tam zdaje się nakręcono ten teledysk. Poćwicz, bo moja wyobraźnia kurwa, tak dalece nie sięga.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nna - Ani ostatnio ani przedostatnio nie byłam, nie tylko na ich ale na żadnym koncercie w sensie zbiorowym, noo może oprócz Ostrego, nad czym ubolewam..

    Efezie, Efezie, a myślałam iż władasz wyobraźnią i umysłem otwartym niczym spadochron.

    OdpowiedzUsuń

Chcesz coś dodać? Śmiało! Wyraź się umiejętnie i nie zapomnij się podpisać. Miłego dnia.