sobota, 16 stycznia 2010

cud czasu ujemnego

Z tęsknotą oczekuję dnia, gdy ogarnie mnie niepoczytalny szał twórczy i napiszę cały rozdział pracy, która na dobrą sprawę jeszcze nie istnieje. Ale jest zamysł. Przysypały mnie tony przypadkowych notatek, folderów, plików, ustaw, prezentacji, rozporządzeń, planów, strategii, dokumentów.
Utknęłam.
Patrzę bezmyślnie na niedojedzoną kanapkę na talerzu. Kontempluję wszystkie okruszki. Marzy mi się faja wodna. Zaciągam się powoli i wypuszczam perfekcyjne kółka.
Spoglądam za okno jakby czekając na jakiś znak, natchnienie, kopniak budzący, ratunek. Nic nie przychodzi.
Wracam do półświatka naukowego. Prędko nie wrócę, wiadomo przecież, że zaliczenie to proces a nie zdarzenie.
I czas jest ujemny.

Sesja jest jak sita, semestr nauki w tydzień.
Potwierdzam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Chcesz coś dodać? Śmiało! Wyraź się umiejętnie i nie zapomnij się podpisać. Miłego dnia.