wtorek, 21 grudnia 2010

rebus sic stantibus

To ciekawe, jak zasadnicza zmiana okoliczności przekłada się na gusta i preferencje muzyczne. Cały poranek ćwiczyłam wstawanie z łóżka zahipnotyzowana kolosalnymi soplami za oknem. Doszłam wtedy do wniosku, że mam poważne problemy z dyscypliną. Nie tylko nie chce mi się wstać, ale nie chce mi się wypić codziennej kawy mojej porannej. Sparafrazowałam więc znalezioną modlitwę: Boże, pomyślałam. Nie tylko cały semestr bimbałam a tu sesja lada chwila, pracuję po 28 godzin dziennie, nie mam prezentów dla rodziny i kochanków, nie wiem jak wrócę do miejsca mojego stałego zameldowania (potocznie zwanego domem), nic nie wiem - bo cóż mogę wiedzieć, nie czytając prasy?? Boże, raz tylko jeden pozwól mi zaznać sexu z Johnym Deppem. Dziękuję. Amen.


A po dubstepowo elektronicznej zajawce przyszła pora na, sama nie wiem, o to właśnie:

2 komentarze:

  1. Angil nie jesteś jedyną która ma problem z poranną dyscypliną, gdy ja budzę się np. o 9 to dopiero o 10 30 mówię sobie "no kurwa może w końcu wstaniesz energooszczędny człowieku(leniu)" a ten człowiek ciągle odpowiada mi "jeszcze tylko ostatnie 10 minut"...
    Dzisiejszy poranek stanowił wyjątek. Wstałam o 8, ale tylko dlatego żeby talibowie nie wysadzili mnie w tramwaju pułapce po raz drugi! Trudno wybrać między odstrzeleniem głowy podczas ucieczki, a czekaniem na wybuch... Wybrałam drugie... Miałam nadzieję, że dowiem się jeszcze czy od razu trafię do piekła, ale wybuch był tak silny, że mnie obudził...

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszędzie ten Deep, dlaczego nie Joaquin Phoenix albo Vincent Gallo ?
    Ja bym poprosił o Isabelle Rossellini w kwiecie wieku, ale z takimi prośbami to raczej do opozycji ;)

    OdpowiedzUsuń

Chcesz coś dodać? Śmiało! Wyraź się umiejętnie i nie zapomnij się podpisać. Miłego dnia.